DayCare Aquy

Nie, tym razem ty dostałeś atakiem od motyla, była to moc umysłu. Przeniósł Cię nią do DayCare i rzucił na kolana przed Kierownika ośrodka.
-Tak, co się stało? Zapytał Cię.

- Nic - odpowiedziałem wyciągając szczotkę z torby. Następnie obróciłem się i rzuciłem nią prosto w łep motyla. Niech zdechnie poczwara jedna w tym momencie! Zero litości dla chultajów.

Nie rzuciłeś nią w motyla bo nie wiedziałeś gdzie on jest, widziałeś tylko twojego vulpixa. On chyba nauczył się latać! Oj, jednak nie to butterfree bawi się nim.

Biegnę w jego stronę i odnajduję motyla wzrokiem. Tak jak wspomniałem wcześniej - menda musi zginąć. W związku z tym rzucam w niego szczotką, ściągam na ziemię i uderzam nogą aż zrobi się z niego dżem.

Nie udało Ci się, butterfree rzucił Vulpixem najpierw w szczoteczkę, a następnie w Ciebie. Vulpix ze strachu użył żaru i przypalił Ci buźkę. Czułeś ogromny ból.

Chrzanić ból. Chwytam Vulpixa i robię mu prowokowanie wymiocin łapiąc go przez pas. Następnie ściskam i mam nadzieję, ze strzeli ogniem w przeciwnika. Gdyby to nie pomogło łapię lisa za ogon i rzucam nim w napastnika.

Vulix zwymiotował, ale nie ogniem tylko tym co jadł, i nie na przeciwnika a na Ciebie. Butterfree uniknął rzutu lisem, który to wpadł na drzewo. A pracownik DC dał Ci plakietkę z napisem "67m New Record"

na wypadek nieudanego rzutu też mam pewien sposób. Wyciągam kałasznikowa z plecaka i strzelam serię w motyla. Gdyby to nie pomogło to mam tam jeszcze miniguna i bazookę.

Przybiegł policjant, tak ten z którym za niedługo idziesz na randkę i powiedział Ci:
-Misiaczku nie wolno tutaj strzelać. Po tych słowach zabrał twoją broń (tak tego glocka z majtek też wziął) i dał Ci całusa. Vulpix piszczał na drzewie.

Ech. Nie nawidzę tych praw i regulaminów. Nawet powybijać nie można sobie trochę żywotów. No nic, zdejmuję buta i robiąc z niego młot za pomocą wyciągniętych sznurówek rozkręcam go i rzucam w motyla. Chce dżem.