PokeNova
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Zapisy

Go down 
5 posters
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Makrosek

Makrosek


Liczba postów : 713
Join date : 26/02/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Zapisy   Zapisy EmptyWto 01 Kwi 2014, 21:43

Kod:
Imię i Nazwisko: W kursywie możecie dodać pseudonim.
Płeć:
Wiek:
Charakter:
Wygląd: może być obrazek.
Historia: ok. 15 linijek
Starter
Region i miasto:
Cel: Co twoja postać chce osiągnąć. Tylko bez Chce być mistrzem pokemonów ok?
Inne:
Klimat: Gra ma być wesoła, poważna, a może straszna?
Powrót do góry Go down
Ricardo




Liczba postów : 2
Join date : 01/04/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySro 02 Kwi 2014, 14:47

Imię i Nazwisko: Ricardo "Rico" Tossi
Płeć: Chłopak
Wiek: 18 lat
Charakter: Widząc Ricardo pierwszy raz, można by sobie pomyśleć, że to wiecznie uśmiechnięty, z optymizmem patrzący w przyszłość młodzieniec. Zasadniczo rzecz biorąc, to tak właśnie jest. Przynajmniej przez większość czasu. Mimo ciężkiego dzieciństwa, które dało mu mocno w kość, Rico podchodzi do wielu spraw z sporą ilością luzu. Nie można mu jednak zarzucić roztrzepania, czy też niedbałości o różnego rodzaju szczegóły. Paskudny fach złodzieja, wyuczył w nim przynajmniej dbałość o drobnostki, zarówno w planowaniu, jak i w działaniu. Metodyczny, skrupulatny obserwator.
W stosunkach międzyludzkich zachowuje się jak najbardziej normalnie, chodź nie lubi się zbytnio rzucać w oczy, ani zwracać swoją osobą szczególnej uwagi. Chodź preferuje drobną samotność, szczególnie w porach nocnych, to nie jest pustelnikiem. Szczególnie, jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie.
Odnośnie zachowania do pokemonów, to nigdy nie myślał o tym, by być jakimś konkretnym trenerem. Z drugiej strony nie marzy mu się nadmierna pobłażliwość, czy też drastyczność w stosunku do tych stworków. Nie mając zbyt dużego doświadczenia w bliższych kontaktach z nimi, trudno jest wskazać jakieś konkrety w jego postępowaniu.
Ogólnie Ricardo to nieustępliwy młodzieniec, który z zapałem robi to co lubi. Wyuczone w dzieciństwie wytrwałość i hart ducha, a także optymizm, pozwalają mu utrzymywać wysoko podniesioną głowę, nawet gdy wszystko się wali. Chodź także i jemu zdarzają się chwile załamania, które zazwyczaj rozwiązują godziny rozmyślań pod rozgwieżdżonym, nocnym niebem.
Wygląd: Młody, niewysoki, szczupły chłopak, o przeciętnej urodzie, hebanowych włosach i amarantowych oczach. Tak ogólnie, to niczym niewyróżniający się z tłumu młodzieniec. To właśnie jest główną zaletą Ricardo. Mierząc raptem 174cm i mając co najwyżej 85cm w klatce piersiowej, zawsze jest postrzegany jako słabeusz i mało kto zwraca na niego uwagę. No bo jak może komuś zaszkodzić ktoś, kto ma ręce jak zapałki, a sam wygląda jak uschły patyk. Nikt nie podejrzewa, że pod tą marna powłoką, kryje się spora siła, zręczność, zwinność i kondycja, które zostały wytrenowane przez lata ciężkiej pracy i ucieczek przed policją, a także właścicielami cennych przedmiotów, które zazwyczaj znajdowały się w plecaku chłopaka, gdy ten szybkim ruchem przeskakiwał przez ogrodzenia. Może i Rico nie jest jakimś prawdziwym siłaczem, ale na pewno starcza mu energii, by nosić swój ulubiony, nowiuśki plecak sportowy. Oczywiście nie tylko plecak kryje jego wątle ciało. Zazwyczaj nosi lekkie i nie krępujące ruchów ubrania, gustując w przeróżnych barwach. Długie spodnie bojówki, zapewniające mu wystarczającą ochronę przed zimnem, jak i swobodę biegu, podkoszulek, lekka bluza z kapturem, a wszystko zwieńczone jakimś płaszczem, bądź rzadziej kamizelką. Resztę ubioru stanowią czarne, sportowe buty.
Historia: Początek wspaniałej historii życia Ricardo rozpoczął się dość dawno, bo aż osiemnaście lat temu. Co bardziej wścibscy i wierzący w przeznaczenie ludzie, mogli by uznać, że było to nawet dwa lata wcześniej, gdy to pierwszy raz na małej, leśnej łączce spotkała się dwójka dwudziestoośmioletnich trenerów. Mimo, iż wtedy stali na przeciwko siebie, ona: wysoka, bogato obdarzona przez naturę, zadziorna brunetka, której błękitne oczy pałały chęcią zwycięstwa i pewności siebie Katherina, oraz on: równie wysoki, dobrze zbudowany blondyn, pełen spokoju i dżentelmeńskiego ułożenia James. Właśnie te dwie odmienne osobowości, tocząc zażarty pojedynek, zapałały do siebie przepotężnym uczuciem jakim jest miłość. W takich o to okolicznościach doszło do utworzenia się nowej pary zakochanych ludzi, którzy porzuciwszy trenerskie życie, osiedlili się w regionie Kanto, w ogromnym Celadon City. Mimo, iż pracowali jako zwykli kasjerzy w Celadon Department Store, to ich pensje wystarczyły, aby żyli godnie, a także by mogli przygotować się na narodziny ich pierworodnego. W końcu nadszedł ten dzień, który odmienił życie wielu, ludzi...

W ciepłe, chodź lekko pochmurne popołudnie, na świat przyszedł malutki, różowiutki, łysy jak zapałka noworodek, którego rodzice zgodnie ochrzcili Ricardo. Chodź chłopiec urodził się jako wcześniak, przez pierwsze trzy miesiące rozwijał się wyjątkowo dobrze. Szybko nabrał na masie, korzystając z dobrodziejstwa w postaci mleka matki. Niestety przyjemności skończyły się wraz z urlopem macierzyńskim. Kate musiała wrócić do pracy, której i tak omal nie straciła. Ciężko pracujący ojciec również nie mógł pozwolić sobie na wolne, tak więc obowiązek opieki na dzieckiem, spadł na zadowolonych z tego faktu rodziców James'a.

Rico, w przeciwieństwie do innych dzieci wychowywanych przez dziadków, nie był rozpieszczany i obdarowywany masą prezentów. Zarówno Klara, jak i Eustachy ((Smile byli ludźmi starej daty, którzy dobrze znali życie i wiedzieli, że nic samo nie przychodzi. Właśnie na taki surowy świat, chcieli przygotować swego wnuczka. O dziwo, młodziutkiemu Ricardo to nie przeszkadzało. Dziesięciolatek zdawał się rozumieć, że wszystko kiedyś będzie musiał sam zdobyć, własną siłą, inteligencją i humorem, którego mu nie brakowało. Może takie podejście do życia, było spowodowane dorastaniem wśród ciężko pracujących rodziców, a może z wrodzonego charakteru. W końcu każdy jest już w jakiś sposób ukształtowany gdy się rodzi, a to kim się stajemy, to zbiór wszystkich cech nabytych i wrodzonych.

Miesiące mijały, a naszemu protagoniście stuknęło czternaście lat. Był to wspaniały czas, gdy większość nastolatków kończyła szkołę. Cóż, nie każdemu udawało się zdać ostatnią klasę i tym samym otrzymać możliwość rozpoczęcia swej trenerskiej podróży. Rzecz jasna Rico to nie ominęło. Ukończywszy ósmą klasę z czwórkami i kilkoma piątkami na świadectwie, mógł w końcu opuścić rodzinny dom. Nie, nie to że było mu w nim źle. Wręcz przeciwnie. Chłopak, który z małego, pomarszczonego zwoju skóry, wyrósł na rosłego i całkiem przystojnego nastolatka, pragnął jedynie odciążyć swych ukochanych rodziców. Gdyby wyruszył w drogę, Katherine i James nie musieli by już tak ciężko pracować, aby utrzymywać swego syna, a dodatkowo on sam, mógłby przysyłać im pieniądze. W końcu jak powszechnie wiadomo, liderzy sal wypłacają okrągłe sumki za ich pokonanie. Może nie są to kokosy, ale takie kwoty wystarczyły by na spokojną emeryturę. Niestety dobrych ludzi, dbających bardziej o szczęście innych iż o swoje, zawsze spotyka coś złego. Tak też było i w tym przypadku.

Niecały tydzień, przed tak ważnym dniem w życiu każdego początkującego trenera, jakim jest czas wyboru pierwszego pokemona, w mieszkaniu Ricardo rozległ się dźwięk telefonu, który odebrała Kate. Dosłownie po kilku sekundach, krzyk i płacz dobiegające z przedpokoju, wypełniły wszystkie pomieszczenia. Telefonicznie podana wiadomość była straszna. Ukochany ojciec Rico miał ciężki wypadek w pracy, doznając poważnych obrażeń. Nie zwlekając ani chwili, matka z dzieckiem udali się do szpitala, w którym to operowany był James. Ciężkie to były chwile dla tej rodziny. Po kilkugodzinnej operacji, nadszedł lekarz z wyrokiem.
-Pani mąż... żyje. Niestety nie udało nam się usunąć połamanych kości jednej z nóg. Nie mogąc ryzykować, musieliśmy... amputować uszkodzoną kończynę.
Ciężkie były to chwile dla całej familii Tossi. Ricardo nawet nie myślał o tym, żeby odebrać należnego mu pokemona. Nie było to obowiązkiem, więc nikt się do niego nie zgłosił, tym samym zamykając mu możliwość pozostania trenerem pokemon, jednocześnie otwierając drzwi do całkiem innego świata. Świata strachu i zbrodni.

Pogodziwszy się z całkowitą utratą szansy na pozyskanie własnego pokemona i ruszeniem w świat, Rico zabrał się za ciężka pracę, aby wspomóc trzyosobową rodzinne. Pensja Kate była zbyt mała, a renta którą otrzymywał James, wystarczyła raptem na leki. Mając czternaście lat trudno było mu znaleźć coś opłacalnego, tym bardziej, że nikt nie chciał zatrudnić nieletniego. Roznoszenie gazet i ulotek, prace ogrodnicze, czy późniejsza praca jako goniec w tak dużym mieście, przynosiły stanowczo za mało dochodu. Ricardo męczył się tak cały rok, dopóki na jego drodze nie stanęła nowa sposobność na zarobek. Była nią kradzież. Czynność, którą kiedyś młodzian uważał za coś niewybaczalnego. W końcu jak można obrobić kogoś, komu podobnie jak nam, ciężko się żyje. Niestety, ale tylko tacy ludzie byli podatni na utratę swych dóbr. Bogatsi mieszkańcy Celadonu mieli ochronę, ogrodzenia z monitoringiem i co najgorsze, wpływy, aby takiego złodzieja dorwać. Piętnastolatek nie widział jednak innego wyjścia, więc gdy nadarzyła się okazja, skorzystał z niej. Wszystko to zaczęło się od pięćdziesięciu dolarów...

Nocne spacery po przygranicznych terenach miasta, były jedną z ulubionych czynności chłopaka. Uwielbiał tą mroczną porę, ze względu na spokój i ciszę, która wtedy panowała. To właśnie wtedy mógł pozwolić sobie na rozmyślania o swym marnym życiu i o tym, jak tu może jeszcze pomóc rodzinie. Marzył także o utraconej kiedyś szansie zostania trenerem pokemon. Podróżowanie po nieznanym mu regionie, poznawanie nowych ludzi i toczenie pojedynków pokemon. Było to jego najskrytsze marzenie.
Wychodząc prawie w dzikie tereny, wędrował na okoliczne wzgórza, aby tam znajdując sobie przytulną miejscówkę, patrzeć na oświetlone miasto. Podczas jednej z takich wypraw, przysiadł na niewielkim pagórku, łączącym się z lasem. Pogrążywszy się w swych myślach, położył się, aby móc poobserwować gwiazdy. Ni stąd, ni zowąd, nad jego głową pojawiło się dwóch drabów, którzy szybko postawili go do pionu. Mężczyźni wyglądali tak jak przystało na zawodowych złodziei. Czarny strój, kominiarki itd. Wyposażenie w latarki i dwa płócienne worki z brzęczącą zawartością, wpatrywali się w umierającego ze strachu dzieciaka.
-Słuchaj gówniarzu! Siedź cicho, to nic Ci się nie stanie! Jasne!?- warknął jeden z rabusiów, po czym przykucnął, ciągnąc za sobą Rico, aby kontynuować swoją wypowiedź.
-Zaraz przebiegnie tędy stado psów i jeśli chcesz żyć, to lepiej powiedz im, że pobiegliśmy na wschód, do lasu! Inaczej będzie z Tobą źle! Zrozumiałeś!?- ponownie rozległ się niski i złowieszczy głos bandyty, który tym razem dodatkowo potrząsnął zwiotczałym ciałem młokosa.
-Zrozumiałeś?!- krzyknął ponownie.
-Nie strasz go, bo nic z tego nie będzie!- odezwał się drugi, odkładając swój wór na ziemię.
-Trzymaj mały! Tu masz pięćdziesiąt dolarów! Weź je i zrób dobry uczynek, pomagając bliźnim.- dokończył, po czym wcisnął lekko pomięty banknot w dłoń, o dziwo, spokojniejszego już Ricardo, który tylko przytaknął na znak, że zrozumiał.
-Dobra, to załatwione! Bierz teraz dupę w troki, bo w końcu sami damy się złapać!- ponownie odezwał się pierwszy.
Nim tych dwóch bandziorów zdążyło się zebrać i zniknąć w krzakach na zachodzie, amarantowym oczom ukazała się częściowa zawartość złodziejskiego łupu. Masa balli, lekarstw i wszelakiego innego sprzętu, który można dostać w każdym PokeMarcie.
Chwilę po tym jak został sam z całą tą sytuacją i kawałkiem papierku o dużej wartości, do jego uszu dobiegł kolejny głos, tym bardziej kobiecy.
-Stać! Policja! Nie ruszaj się Ty bandyto! Mam jedne...! Ej, nie czekajcie! To jakiś smarkacz!
Policja! No tak, w końcu z jakimi "psami" ścigającymi bandytów, można by porozmawiać?! Jednak nie to zaprzątało głowę piętnastolatka. Ważniejszym była myśl o decyzji, którą tu podjąć. Postąpić wbrew prawu i zmylić pościg czy też może zachować się jak porządny obywatel i pomóc. Jednak co jeśli zabiorą mu pieniądze np. jako dowód rzeczowy. Dla jednych chciwość, dla innych kontynuacja chęci pomocy rodzinie. Każdy mógł odebrać to jak chciał. W każdym bądź razie Rico wydobył z siebie tylko dwa słowa, nim ktokolwiek, zdążył go zapytać o cokolwiek.
-T-tam, na ws-www-wschód.
Tyle wystarczyło, by prowadząca pościg Oficer Jenny, dała innym znak do kontynuowania pogoni.
-Lepiej wracaj do domu mały. Zaraz kogoś Ci przydzielę, by Cię odprowadził.
-Nie, nie. Nie trzeba. Sam trafię. Mieszkam w pobliżu.
-No dobrze, niech Ci będzie. Tylko idź prosto do domu.
Wykrzesawszy z siebie tylko to jedno zdanie, ścisnął w mocno dłoń z banknotem, po czym pędem ruszył w dól zbocza, chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu policji.
Chodź samemu nie brał udziału w kradzieży, której cel dobrze znał, tym bardziej, że i teraz musiał przejść obok rozprutego sklepu, to czuł się jak gangster. Dosłownie. Nie było to uczucie karcące, czy takie które siada na sumienie, ale takie podnoszące poziom adrenaliny we krwi, a także samopoczucie. Przez chwilę czuł się jak szef jakiejś organizacji przestępczej, która dokonała światowego przekrętu. Z takim właśnie podejściem dotarł do domu, gdzie mógł się z tym wszystkim na spokojnie przespać i podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swym życiu. Nadal pracować za marne grosze i żyć w cieniu wielkiego miasta, czy też może rozpocząć przestępczą działalność.

Czas mijał, a Rico przekroczył wiek siedemnastu lat. Jego doświadczenie branżowe zapunktowało w nowe umiejętności. Rzecz jasna, mowa tu o fachu złodzieja. Chodź wciąż pracował jako goniec dla jednych z firm kurierskich, obsługując całe Celadon City, a czasem także i okoliczne miasteczka, to dodatkowo działał także jako złodziej. Jego celem nie były piękne domostwa, banki czy duże sklepy, ale zwykli ludzie. Był po prostu kieszonkowcem. Dzięki kondycji jaką posiadał, a także małym zdolnością akrobatycznym (parkour), potrafił dostać się niemal w każde miejsce, gdy przychodziło mu uciekać przed rozwścieczonymi ofiarami i policją. Chodź parał się tak haniebnym zajęciem, to jednego nie można mu było wypomnieć. Zawsze okradał tylko tych, dla których utrata portfela czy naszyjnika, to tylko cząstka posiadanego majątku. Tak, był złodziejem, ale nigdy nie ruszył biedniejszego, kaleki, a także podróżującego trenera. No, może bez paru wyjątków. Tak jak to bywa w życiu każdego dobrego złodzieja, w końcu trafia się okazja, aby zakończyć swą karierę. Niestety, Rico aż tak dobrym nie był. Bardzo często zdarzały mu się wpadki, z których ratowała go szybka ucieczka, więc gdy tylko miał możliwość zrezygnowania z tego, od razu to uczynił.

Wszystko zaczęło się od zwykłego, acz pilnego zlecenia w pracy. O dziwo, zleceniodawca poprosił, aby to właśnie Rico dostarczył pakunek, który mając dwadzieścia na dwadzieścia centymetrów, bez problemu zmieścił się do jego plecaka. Jedynym problemem było to, że cel dostawy znajdował się na drugim końcu miasta, a zadaniem młodzika było dostarczenie tego w ciągu godziny.
-Przepraszam szefie, ale to jest niewykonalne. Nie ma takiej możliwości bym zdążył.
-Wybacz Ricardo, ale nie interesuje mnie to. Albo się wyrobisz, albo stracisz pracę.
-No bez jaj! Jak mam to niby zrobić?
-Nie wiem i to nie mój problem. Lepiej się rusz, bo zostało Ci tylko pięćdziesiąt siedem minut.
Czarne myśli naszły chłopaka. Jeśli straci pracę, to będzie musiał chyba na stałe zostać złodziejem, co wcale mu się nie uśmiechało. Nie tracąc ani chwili, zbiegł po schodach, wyprzedzając windę, by już po minucie być na zewnątrz. Kroki swe skierował do bramki, przy której przypiął swój ukochany rower. Widok, który tam zastał, całkowicie go przeraził. W jego wspaniałym rowerze, tym który miał mu zapewnić zwycięstwo w tym trudnym zadaniu, był flak. Felga tylnej opony stała na płaskim, sflaczałym kawałku gumy. Nie mając innego wyboru, Rico ściągnął ramiączka plecaka, a także przypiął środkowy pas, obejmujący go w talii, tak by nic mu nie przeszkadzało w biegu. Sprintem, bo tak można było tylko nazwać styl poruszania się, w który się puścił, gnał przez środek zakorkowanej ulicy, omijając oblężone chodniki. Korzystając ze swych akrobatycznych umiejętności przeskakiwał nad samochodami, które torowały mu drogę. W końcu dotarł do parku, w którym naprawdę mógł się wykazać. Ławki, krzaki, murki czy siatki ogrodzeniowe, a nawet dziecięcy wózek. Wszystko to omijał, wykonując efektowne monkey vault, gate vault, one hand vault czy lazy vault. Mimo niebotycznych przeszkód, nadrabiał swą trasę różnymi skrótami. W końcu, po straszliwym wysiłku dotarł do wschodniego wyjścia z miasta, gdzie czekać miał na niego odbiorca paczki. Ku jego przerażeniu, nikogo tam nie było. Wszystko wyjaśniło spojrzenie na zegarek, którego stoper wskazywał sześćdziesiąt cztery minuty. Widok tych kilku cyferek przeraził Ricardo. Wiedział, że jego szef nie jest gołosłowny i jeśli coś powie, to tak się stanie. Nie dowierzając w całą tą sytuację, przez następną godzinę błąkał się po okolicznych terenach z nadzieją, że odnajdzie osobę, której będzie mógł oddać pakunek. Całkowicie wykończony w końcu się poddał. Załamany nie myślał nawet o tym by wrócić do firmy. Jeszcze będą mieli okazję aby go wyrzucić. Ze szklistymi od łez oczami, ruszył w kierunku domu, aby przekazać swym rodzicom złe wiadomości.

-Że co?! Ale jak to?! To wszystko wasza sprawka?!- ugiętym i zrozpaczonym głosem odezwał się Rico.
-Bardzo Cię przepraszamy synku. Nie wiedzieliśmy, że będzie Cię to kosztować tyle wysiłku. Gdybyśmy zaproponowali Ci to wprost, nigdy byś się nie zgodził- odpowiedziała mu matka, z równie wyczuwalnym wzruszeniem w glosie.
-Widzisz Ricardo. Jest tak...- odezwał się ojciec- W końcu trafiliśmy sporą wygraną w Loterii prowadzonej przez nasze miasto, więc postanowiliśmy umożliwić Ci spełnienie swoich marzeń. Chcielibyśmy, abyś w końcu wyruszył w swoją podróż pokemon.
Świat na chwilę stanął w miejscu. Perfidny podstęp rodziców stracił na znaczeniu. Amarantowe oczy ponownie pokryły się łzami, tylko że tym razem wywołanymi szczęściem. Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ściśnięte gardło nie pozwalało mu wypowiedzieć ani słowa, więc tylko przytulił mocno rodziców, którzy podobnie jak i on, rozpłakali się ze szczęścia. To była piękna chwila, która była początkiem kolejnego, nowego życia dla Ricardo.

Początek swej pokemonowej przygody, młodzieniaszek rozpoczął w mieście Saffron City, gdzie z żegnał się z rodzicami. Uścisnąwszy ostatni raz ukochanych, popędził szybko do ostatniego wagonu Magnetycznego Pociągu, który miał go zawieźć do Pallet Town. To właśnie w tym mieście miał wybrać swojego pierwszego pokemona z pośród tych, które miał mu dostarczyć ktoś z jednej, z tamtejszych hodowli.
Siedząc jak narazie samemu w jednym z przedziałów, kurczliwie trzymał swój nowy, większy, acz wciąż dobrze dopasowany plecak, w którym to znalazł się cały potrzebny mu sprzęt. Plecak był dość drogi i specjalnie przygotowany do tego typu podróży. Wzmocnione ścianki i ramiączka, masa kieszonek no i oczywiście podwieszane miejsce na śpiwór, który również posiadał. W środku tego cudeńka, znajdowały się wszelakiej maści przedmioty potrzebne trenerowi. Nowiuśki PokeDex z powiększoną bazą danych o pokemonach, ich atakach i zdolnościach, pięć pokeballi, potion, antidotum. Leżał tam także portfel z tylko 500$, bo więcej nie chciał przyjąć, a także MP3, scyzoryk, latarka, paczka zapałek, trzy komplety bielizny i koszulka na zmianę, cztery kanapki i butelka wody. Dodatkowo jego nadgarstek zdobił nowy, naręczny C-Gear, służący mu za zegarek, komunikator do wideo rozmów, mapę i notatnik. Tak przygotowany czekał tylko na stację końcową, gdzie miał spotkać się z osobą odpowiedzialną za jego pokemona.
Pociąg w końcu dotarł do celu - Pallet Town. Miasto to było niewiarygodnie duże, więc na początku łatwo stracić w nim orientację. Póki co jednak musiałem odnaleźć człowieka, który dostarczy mi startera. Gdy wyszedłem na peron, z całym swoim bagażem, zobaczyłem masę ludzi, biegających bez ładu i składu, tam i z powrotem.
Jeszcze nigdy nie był w tak ogromnym miejscu z takim tłumem ludzi stojących lub biegających wokół niego. Peron przypominał zwykłą stację, z której odjeżdżał, lecz ta była w porównaniu do tamtej przynajmniej dziesięć razy większa. Na prowizorycznych ścianach mógł zobaczyć różnorodne ogłoszenia począwszy od "Sprzedam mieszkanie", aż po "Mechanik samochodowy poszukiwany". Do pomieszczenia można było wejść poprzez trzy pary obrotowych drzwi, które nie przestawały się kręcić. Po całej przestrzeni tego miejsca postawione były ławki, na których można było oczekiwać przyjazdu własnego pociągu. Jak u licha miał znaleźć przedstawiciela tej piekielnej hodowli? Wnet, zauważył pewną kobietę, która przypatrywała się mu od dłuższej chwili. Miała na sobie czarny T-shirt, czarne spodnie oraz czarny płaszcz, zaś jej długie włosy, które sięgały prawie do ziemi, miały olśniewająco jasny kolor. Ciągle zerkała na zegarek i tablet, po którym co chwila przejeżdżała palcem. Gdy go spostrzegła ruszyła w moją stronę, następnie zerknęła do swojego "komputerka", a potem ponownie na mnie.
- Ty jesteś Ricardo Tossi? Czemu twoja podróż trwała tak długo? Jesteś jeszcze dzieckiem! Zresztą nieważne, to na pewno ty, ponieważ zdjęcie się zgadza. No nic, przejdźmy zatem do interesów. Oto trzy pokemony, które dla ciebie wybraliśmy: Heracross typ robaczy i walczący, Skarmory typ stalowy oraz Elekid typ elektryczny. Chłopcze prosiłabym jednak abyś się pośpieszył, jestem strasznie zabiegana i nie mogę stać tutaj cały dzień. Wybieraj mądrze i szybko. - gdy to mówiła, pokazywała mu jednocześnie wygląd pokemonów na swoim tablecie. Niebezpiecznie byłoby w tym miejscu prezentować stworki w prawdziwej postaci, gdzie ktoś mógłby je zdeptać, dlatego też był to jedyny sposób.
Musiał się zastanowić jakiego pokemona wyborze, dlatego po krótkim namyśle odpowiedział.
-Nie ułatwiła Pani mi tej decyzji, ale zdecydowałem się, że wezmę tego żuka.
Odpowiedział wskazując Heracrossa.Chodź spodziewał się uzyskać trochę więcej informacji, to nie miał chęci na dalszą rozmowę z kobietą.Teraz liczyło się tylko odebranie startera i wybycie z dworca, aby odetchnąć świeżym powietrzem, a później nareszcie będzie mógł rozpocząć prawdziwą podróż.
Starter: Heracross
Region i miasto: Kanto, Pallet Town
Cel:
- Rozwój swoich własnych umiejętności trenerskich, tak aby rodzice mogli być z niego dumni.
- Perfekcyjne wypełnienie każdego postawionego sobie zadania.
- Sięgnięcie po jak najwyższe miejsce w Turnieju Pokemon.
- Pochwycenie i wytrenowanie upatrzonych pokemonów.
Inne: ---
Klimat: Przygodowa/Kryminał


Powrót do góry Go down
Makrosek

Makrosek


Liczba postów : 713
Join date : 26/02/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySro 02 Kwi 2014, 20:27

Przyjęty, Załóż KP, Box, Konto Bankowe, i napisz post w Dream Team u mnie Wink
Powrót do góry Go down
Groteus

Groteus


Liczba postów : 43
Join date : 17/07/2013

Karta Postaci
Profesja Główna:
Starter:

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 02 Maj 2014, 20:30

Imię i Nazwisko: Groteus "Groti" Jones.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 16 lat
Charakter: Groti na ogół jest spokojny ale łatwo wyprowadzić go z równowagi. Po rozpoczęciu gimnazjum nie mógł przekonać się do nowych ludzi i stał się nieufny. Kiedy zaczął się opiekować starszą panią i jej Pokemonami stał się dobry i spojrzał inaczej na świat. Nie radzi sobie w sytuacjach stresowych więc ich unika.
Wygląd: Groti ma 180cm wzrostu, ciemne, średniej długości włosy, brązowe oczy. Zazwyczaj nosi biały podkoszulek, niebiesko-brązową kurtkę i czarne spodnie. Nosi także dziwny, złoty medalion.
Historia: W sobotni poranek Groti obudził się i zobaczył stojących nad nim rodziców - musimy porozmawiać - powiedziała mama. Bez zbędnego gadania Groti ubrał się i poszedł za rodzicami.
- O co chodzi? - odpowiedział Groti
- Zadzwonił do nas dyrektor ze szkoły i powiedział nam, że wysadziłeś petardą toaletę i co ty na to? - odparła ze złością mama.
- To nie byłem ja...
- Nie tłumacz się! To i tak nic nie da, wiemy jak było! Za karę będziesz pracował u pani Anderson!
Groti zasmucony faktem, że rodzice mu nie uwierzyli ubrał się i poszedł do pani Anderson, która mieszkała za miastem na farmie. Kiedy już doszedł zapukał do drzwi i po chwili otworzyła starsza pani i założyła okulary aby zobaczyć przybysza.
- A to ty Groteus, rodzice dzwonili do mnie, że masz u mnie pracować, proszę wejdź do środka - powiedziała staruszka drżącym głosem.
Groti wszedł do domu za starszą panią i kiedy wszedł zobaczył 2 Pokemony: Mudkipa i Poochyenę. Pokemony podbiegły do niego a on je pogłaskał po głowach.
- Zacznij od zmywania podłóg - powiedziała babuleńka.
Groti zdjął swoją bluzę i zaczął pracę. Pokemony go od razu polubiły, co można było stwierdzić po tym, że cały czas za nim chodziły. Kiedy Groti skończył pracę, ubrał się i zamierzał wyjść ale starsza pani zatrzymała go.
- Groteus już wychodzisz? Może skusisz się na ciasteczko i herbatkę?- powiedziała słodkim głosem staruszka.
- Nie spieszy mi się mogę jeszcze zostać.
Groti przychodzil do Babci co dzień aż wkońcu się zaprzyjaźnili i babcia oznajmiła:
- Patrzę, że polubiliście się z Mudkipem.
- Tak jest bardzo słodki - powiedział z uśmiechem Groti
- Chcesz to możesz go wziąć ze sobą - odpowiedziała babuleńka
- Mogę? Naprawdę? Bardzo pani dziękuję - powiedział z ogromną ekscytacją. Pani Anderson schowała Mudkipa w Pokeball i dała go Grotiemu. Groti wpadł do domu i od razu powiedział o wszystkim rodzicom, lecz oni się nie zgodzili, mówili mu, że jest za młody i ma szkołę.
Nazajutrz przyszła Pani Anderson  i wytłumaczyła rodzicom Grotiego, że on umie o siebie zadbać i da sobie radę. Kiedy Groti usłyszał "tak" od swoich rodziców od razu poszedł do swojego pokoju, spakował się i ruszył w przygodę swojego życia wraz z Mudkipem.
Starter: Mudkip
Region i miasto: Petalburg City, Hoenn
Cel: Udowodnić rodzicom, że jestem kimś więcej niż szkolnym rozrabiaką i mogę osiągnąć w życiu dużo.
Inne: Miło by było złapać jakiegoś Pokemona Smile.
Klimat: Gra ma być wesoła.

Chciałbym o przeniesienie mojej gry z archiwum i kontynuowanie jej.
Powrót do góry Go down
Makrosek

Makrosek


Liczba postów : 713
Join date : 26/02/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPon 05 Maj 2014, 11:58

Przyjęty poproś admina o przeniesienie Wink
Powrót do góry Go down
Vaphel
Admin
Vaphel


Liczba postów : 3197
Join date : 16/07/2013
Age : 32
Skąd : Mazovian

Karta Postaci
Profesja Główna:
Starter:

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPon 05 Maj 2014, 17:06

Gracz zapisał się już do Jokera pod Twą nieobecność.
Powrót do góry Go down
https://pokenova.forumpl.net/t94-fernando-de-la-rosa
Vaphel
Admin
Vaphel


Liczba postów : 3197
Join date : 16/07/2013
Age : 32
Skąd : Mazovian

Karta Postaci
Profesja Główna:
Starter:

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 09 Maj 2014, 12:53

Mogę przenieść do Ciebie swoją grę?
Powrót do góry Go down
https://pokenova.forumpl.net/t94-fernando-de-la-rosa
Makrosek

Makrosek


Liczba postów : 713
Join date : 26/02/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 09 Maj 2014, 18:00


Tak, dzisiaj wracam po krótkiej przerwie, sorry że nie napisałem ale nie miałem jak. Kawki rozwaliły mi antenę
Powrót do góry Go down
Vaphel
Admin
Vaphel


Liczba postów : 3197
Join date : 16/07/2013
Age : 32
Skąd : Mazovian

Karta Postaci
Profesja Główna:
Starter:

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 09 Maj 2014, 21:05

Spoko.
Powrót do góry Go down
https://pokenova.forumpl.net/t94-fernando-de-la-rosa
Ravage

Ravage


Liczba postów : 7
Join date : 12/05/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 13 Maj 2014, 02:50

Imię i Nazwisko: Ashley Fowler

Płeć: kobieta

Wiek: 18

Charakter: Pyskata, nierozsądna. Nie da sobie w kaszę dmuchać. Odkąd jest "wolna" mówi i robi co chce. jest zarozumiała i wredna. Nic dziwnego jak tyle lat spędziło się w samotni. Czasem podejmie zbyt pochopne decyzje, ale zawsze potrafi wyjść z kłopotów cało. jest odważna i waleczna. Łatwo można ją rozśmieszyć, ale równie łatwo zirytować. Typowa samotniczka. Może nawet nie tyle co "nie lubi", ale nie jest nauczona do przebywania w większym gronie osób. Trudno zdobyć jej zaufanie. Jest bardzo uczuciowa.

Wygląd:

Zapisy Tumblr_lbm8eyO1fr1qz5964o1_500

Tu chyba nie ma dużo do napisania. Czerwone włosy, brązowe oczy. 161cm wzrostu. Figura wręcz idealna. :3

Historia: Zacznijmy od początków. Ashley była córką agenta specjalnego James'a Fowler'a, który miał brata - Philip'a. Brat jej ojca nigdy nie utrzymywał z nimi kontaktów. Był raczej chłodno do nich nastawiony. Już wyjaśniam czemu. Philip i James na jednej z misji poznali Dianę White. Piękną, czerwonowłosą agentkę z Kanady. Oczywiście oboje się w niej zakochali i próbowali zdobyć jej serce. Niestety, ku rozczarowaniu Philipa, miłość jego życia wybrała jego brata. Ich relacje znacznie pogorszyły się. Philip znienawidził James'a i odwrócił się od niego. Pozbył się nawet swojego kochanego pokemona - Flareon'a, który tak bardzo przypominał mu Dianę. Wróćmy teraz do Ashley, dobrze? Dziewczyna o której mowa ni była sama. Miała brata, który był od niej starszy o 6 lat. I jak to rodzeństwo kłócili się, bili i rozrabiali, ale kochali się. Rodziców często nie było - Wyjeżdżali razem ze swoimi pokemonami na różne misje. Więc rodzeństwo miało tylko siebie. Pewnego dnia, kiedy to Ashley miała już 10 lat, jej brat - Alex, wpadł na szalony pomysł. Dlaczego by nie wyruszyć na misję razem z rodzicami? Tak więc jakimś cudem udało im się dostać do samolotu, którym podróżowali. Ich rodzice nic nie zauważyli i kiedy dotarli, po prostu zaczęli robić swoje. Kto by pomyślał, że przemytnicy pokemonów mogą być tak niebezpieczni. Dzieciaki szybko wpadły w kłopoty, a jak dzieci, to i reszta rodziny. Kiedy było już na prawdę gorąco, ktoś ruszył im z pomocą. Niestety owa pomoc dużo nie pomogła. W wyniku walki doszło do wybuchu. James i Diana zginęli, a Alex zniknął bez śladu. Przeżyła jedynie Ashley. Tak więc kot jak nie wujem miał teraz się zaopiekować tą małą, osamotnioną dziewczynką? Zanim odeszła postanowiła się zemścić na ludziach odpowiedzialnych za tą tragedię... I tak właśnie zaczęło się jej nowe życie.

U wujka nie miała lekko. Nic jej nie było wolno, nawet odwiedzać grób rodziców. Miała zapomnieć. O wszystkim. O tym, że miała brata, o tym, że jej rodzice byli agentami. Miała zapomnieć nawet o pokemonach. Jej wuj nigdy nie okazywał jej miłości. zawsze "To źle", "Rób tak jak mówię". Ashley marzyła o wolności. U wuja czuła się jak w więzieniu. Często uciekała, by "spotkać się" z rodzicami, ale zawsze została złapana i spotykała ją surowa kara. Wuj zamknął ją w pokoju. Nie mogła widywać się z nikim. Po paru latach zaczęła ulegać i przestała uciekać. Musiała być idealna. Czemu jej wuj to robił? Może dlatego, że wyglądała identycznie jak matka. A co do charakteru... Cóż tutaj "widzimy" ojca. Philip nie chciał by była taka jak jej rodzice. Nie chciał widzieć w niej brata, nie chciał, by skończyła jak Diana... Kiedy była już starsza zawsze chodziła na różne ważne gale i bale. Tak kazał jej wuj. Z wierzchu była taka, jaką wuj chciał ją widzieć, ale w środku... W środku tlił się prawdziwy wulkan, który kiedyś musiał wybuchnąć...

Stało się to na jej 18 urodzinach. Na balu, wyprawionym na jej cześć. Przy wszystkich spytała, kiedy dostanie pierwszego pokemona. Oczywiście jej wuj nie był zadowolony z ego pytania. Przecież tyle lat próbował jej to wybić z głowy... Doszło między nimi do sprzeczki, w której Ashley powiedziała wszystko co czuła. Wuj wykrzyczał, że jest identyczna jak jego brat. Kapryśny, rozpuszczony, zawsze dostaje tego co chce. To tylko pogorszyło sprawę.
- Dlaczego mnie tak nienawidzisz? Co ja ci takiego zrobiłam? Robisz mi to tylko dlatego, że moja matka wybrała twojego brata, a ja ci go przypominam? TYLKO DLATEGO< ŻE NIENAWIDZISZ MOJEGO OJCA?
To były jej ostatnie słowa, zanim uciekła. Uciekła do swojego starego domu i tam się skryła. Tam na strychu znalazła małe pudełeczko, w której powinny być 2 pokeball'e. Przy jednym była karteczka "dla Ashley", a przy pustym miejscu "Dla Alex'a". To było dziwne. Nikt nie mógł mieć tu dostępu oprócz rodziny, a to by oznaczało, że Alex żyje! Nic nie mówiąc wzięła pokeball i ruszyła w podróż. jej cel nie był tylko jeden. Miała ich kilka.

Starter: Nidoran ♂

Region i miasto: Johto: Goldenrod City

Cel: - Odnalezienie brata.
- Nie dać się złamać (głównie chodzi o wuja)
- Oczywiście pokazania światu, że z panną Fowler się nie zadziera.
- Zemsta na tej całej złej organizacji
blablabla.

Inne: - prosiłabym, by w pewnym momencie wprowadzić postać, w której Ash się zakocha. Będzie to członek owej organizacji, lecz ona o tym nie będzie wiedzieć. (Jeszcze :3)

Klimat: Trudno powiedzieć. Myślę, że w tym przypadku gra nada się do wszystkiego Wink


Ostatnio zmieniony przez Ravage dnia Wto 13 Maj 2014, 16:03, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy Empty

Powrót do góry Go down
 
Zapisy
Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Zapisy
» ~Zapisy~
» Zapisy~
» >Zapisy<
» Zapisy

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
PokeNova :: Offtopic :: Archiwum Gier-
Skocz do: