Imiona i nazwisko:Kuroiyuuki
"Kuroi" Shizuka
"Shi" Saigai
Przydomki:- Szkarłatny/Karmazynowy Alchemik
- Szalony Saper
- Wybuchowa Saigai
Wiek:17 lat - 24 Grudnia 1997
Wygląd:Kuroi to niska jak na swój wiek dziewczyna bo ma jakieś 155cm wzrostu, może mniej, przez co często nazywa się ją "kurduplem" czego szczerze nie znosi, ale przynajmniej łatwiej jest jej się wspinać na drzewa i poruszać między nimi.
Teraz skupmy się na jej twarzy. Ma oczy dość niespotykanego koloru. Lewe jest jasno niebieskie, prawe zaś koloru wyblakłego fioletu całkowicie przysłonięte przez grzywkę, która zasłania dodatkowo kawałek prawej części twarzy. Same oczy przypominają te u kota.
Włosy. Czarno-szare długie, przysłaniające całe plecy, zawsze rozpuszczone jedynie w jednym miejscu są spięte spinką z czaszką. (która w żadnym wypadku nie jest straszna mina jaką robi jest wręcz komiczna) Mianowicie przytrzymuje ona grzywkę, by nie zakryła doszczętnie jej twarzy. Co do koloru.. Są przeważnie ciemnoszare, a wszelkie końcówki mają czarną barwę.
Czas więc na ubranie. A w co jest ubrana? Ma bluzkę na długi rękaw, odsłaniającą brzuch, w bardzo ciemnym i wyblakłym odcieniu fioletu. Poniżej dżinsowe spodnie w kolorze ciemnego błękitu, jaśniejsze na kolanach i nieco powyżej. Jedną nogawkę ma wpuszczoną w buty, druga zaś jest podwinięta, mianowicie pod kolano. Same buty zaś to luźno wiązane, czarne kozaki. Na całość nałożony ma czarnej barwy płaszcz, gdyby nie to, że ma buty na wysokiej podeszwie przez co jest o jakieś 2-3cm wyższa (czyli już ma 158cm), ciągnąłby się po ziemi, a tak jest idealnej długości. Wracając do czarnego nakrycia, posiada ono głęboki kaptur, który razem z włosami, zasłania część znaku widniejącego na materiale. Jest to biała gwiazda, na której widnieje symbol alchemika, czyli krzyż opleciony przez węża, a nad nim korona, od której odrastają skrzydła, kolory są tak dobrane by na gwieździe symbol był czarny, a poza nią biały.
Czas więc na znaki rozpoznawcze tej to trenerki, prócz wzrostu. Posiada ona bowiem na głowie "antenkę", i jakby liczyć z nią i z butami to ma jakieś 160cm (od razu wyższa co?). Pod prawym okiem, tak bardziej na lewo ma mały tatuaż przedstawiający gwiazdkę. Ale to, co jest jej prawdziwym znakiem rozpoznawczym to auto-mail zamiast lewego ramienia, pod którego osłoną ukryte jest ostrze, jakiego Kuroi używała jeszcze w swoim świecie, gdy to tą samą osłonę zmieniała w podobne ostrze używając alchemii. Już wyjaśniam co to Auto-mail. Auto-mail to mechaniczna proteza, wyglądająca niemal jak idealna kopia zastąpionej części ciała. Tyle, że mająca oczywiście kolor metalu, i bardziej mechaniczny wygląd. By mogło to działać porządnie, części ciała otaczające ramie czyli bark i jego niższe okolice (oczywiście nie za dużo) także są pokryte przez część metalu, z pod którego widać jedynie blizny pozostałe po zabiegu. A pro po blizn.. Kuroi posiada jeszcze jedną, ale mniejszą. Mianowicie znajduje się na prawym biodrze. I to w końcu, koniec wyglądu!
Auto-mail dla ciekawych!Jak to wszystko się zaczęłoWszystko zaczęło się gdy miałam 5 lat. Mieszkałam na wsi razem ze swoim ojcem, matką i bratem. Jak to się stało, że nie pamiętam ich imion? Dlaczego nie pamiętam twarzy? Nawet ich głosów.
Właśnie wtedy gdy miałam 5 lat, opuścił nas ojciec. Po prostu spakował się, wziął walizki i.. Poszedł. Nie wiedzieliśmy gdzie. Wiedzieliśmy jednak, że jego pusty gabinet pełen książek o alchemii i jego wyników badań będzie naszym ulubionym miejscem. Mama zawsze powtarzała nam, że nie powinniśmy tam wchodzić jednak ignorowaliśmy te słowa. Wertowaliśmy każdą książkę, każdy rysunek. Zaczynając od podstaw nauczyliśmy się jak używać alchemii. To nam nie wystarczało. Uczyliśmy się dalej.
- Mamo! Spójrz! - krzyknęłam biegnąc do niej, a w rękach trzymałam zrobionego przeze mnie kotka, nie był idealny, ale lepszy od wytworu brata!
- Siostra to zrobiła.. Ja umiem tylko tyle. - dopowiedział pokazując dość niekształtne zwierze.
- Oba są śliczne! - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy nasza rodzicielka. Była zachwycona. Nawet bardziej niż zachwycona. Od razu było widać, że byliśmy dziećmi jej męża.
Tak mijał nam czas, na nauce alchemii. Do pewnego dnia. Wróciliśmy z ogródka, otworzyliśmy drzwi, a kosze z warzywami wylądowały na podłodze.
- Mamo!! - krzyknął mój brat podbiegając do niej. Ja stałam jak wmurowana. Nie potrafiłam się ruszyć. Wykonać najmniejszego ruchu. Po prostu zastygłam w bez ruchu.
Krótko po tym, dowiedzieliśmy się, że mama była chora na jakąś chorobę zakaźną. Szkoda tylko, że powiedziano nam to dopiero po jej pogrzebie. Zostaliśmy więc sami. Nie mieliśmy w końcu u kogo zostać. Siedzieliśmy tak przed jej grobem puki cisza nie została przerwana.
- Zimno mi.. Jestem głodny.. Wracajmy do domu. - młodszy zaczął narzekać, miałam ochotę powiedzieć "To wcale nie jest ważne!" jednak powstrzymałam się. Odwróciłam się w jego kierunku i wyciągnęłam do niego rękę, a gdy ją złapał pobiegliśmy do domu.
Zaopiekowała się nami przyjaciółka ojca z dawnych lat. Nazywaliśmy ją "Babcią". Często drażniła się ze mną, że jeśli nie wypiję mleka zostanę kurduplem na zawsze. Jednak jak można pić tę lurę wyciśniętą z krowy?! Tak też mijały kolejne dni. Nikt nie wiedział, że zaczynałam babrać w Alchemii Dusz. Zabronionej dziedzinie nauki. W końcu jednak dowiedział się o tym mój brat i postanowił pomóc. Po dwóch latach, w końcu byliśmy gotowi. Woda, 35 litrów. Węgiel, 20 kilogramów. Amoniak, 4 litry. Wapno, 1.5 kilograma. Fosfor, 800 gramów. Sól, 250 gramów. Saletra, 100 gramów. Siarka, 80 gramów. Fluor, 7.5 grama. Żelazo 5 gramów. Krzem, 3 gramy. I 15 innych pierwiastków. Z tych pierwiastków składa się przeciętnie ciało dorosłego człowieka. A tak na marginesie, wymienione przeze mnie składniki kupisz na bazarze, za dziecięce kieszonkowe. Chyba nikt nigdy by się nie spodziewał, że ludzie są tacy tani. Po narysowaniu kręgu do transmutacji człowieka umieściliśmy wszystkie te przedmioty w środku kręgu.
- Wreszcie gotowe! Mama niedługo do nas wróci! Zobaczysz bracie! - powiedziałam do niego kładąc ręce na kręgu, poszedł w moje ślady. Wszystko szło doskonale, gdy nagle z narysowanego wzoru zaczęły wychodzić jakieś dłonie, a potem pojawiło się wielkie oko.
Zjawiłam się w jakimś białym miejscu. Za mną były jakieś wrota. Czarne ręce zaczęły mnie tam ciągnąć do środka. Nie wiedziałam co się działo jednak, wszystko to co zobaczyłam. Chciałam zobaczyć to wszystko jeszcze raz. Jednak za taką cenę, więcej się nie dało. Nagle zobaczyłam, że moja lewa ręka zaczęła zamieniać się w małe kawałeczki, po prostu znikała. To była Prawda. Za bramą.
Ocknęłam się, bez ramienia, jednak z nadzieją, w końcu mama na pewno wróciła do życia! To co zobaczyłam, rozwiało moją radość. Zamiast kobiety, podobny jedynie do człowieka, i to nieznacznie, stwór. Po wywijany na różne strony, wyciągnął rękę w moim kierunku dysząc przerażająco i po chwile wyzionął ducha, ale czy w ogóle go miał?
- Cholera! - krzyknęłam. - Co zrobiłam źle! - cisnęłam swoją prawą dłoń do miejsca, w którym jeszcze przed zaczęciem tego wszystkiego było moje lewe ramie. Zaczęłam się rozglądać. Niech to! Zabrali mi go! Zabrali mojego brata! Tak nie może być! Zaczęłam podążać w kierunku zbroi jaka znajdowała się w pokoju. Narysowałam na niej krąg.
- Zabierzcie mi co chcecie, ale oddajcie brata! - krzyknęła, kładąc dłonie na jednym z symboli. W końcu czułam, że straciłam zbyt dużo krwi. Straciłam przytomność.
Gdy się obudziłam.. Mój młodszy brat znajdował się w zbroi.. Jednak jedynie dusza. Ja straciłam rękę. Jednak dziwiło mnie, że nie zabrali niczego więcej za ten czyn. W końcu przekonałam się, że się myliłam. Zaczynałam odczuwać ból, w nieoczekiwanych momentach rzygać krwią. Straciłam część wewnętrznych organów, a mimo to żyję dalej. W końcu nauczyłam się to powstrzymywać, ale nie zawsze da radę.
Po tych wydarzeniach, krótko po rehabilitacji (w końcu jakoś trzeba było nauczyć się posługiwać auto-mailem) zostałam państwowym alchemikiem. Trochę wydarzeń, i jedno, po którym pozostała blizna na biodrze.. Metalowy słup w nie wbity nie był miłym uczuciem. Aż w końcu, dzień, w którym straciłam życie. Straciłam.. Mimo to, żyję. Jedynie dzięki mojemu bratu. Używając Kamienia Filozoficznego starał się przywrócić mi życie. Nie był jednak w stanie przywrócić mi go w naszym świecie pełnym alchemii. Trafiłam do nieznanego mi miejsca. Widziałam dziwne stwory. A teraz? Teraz jestem kurduplem trenerem, pokemonów mrocznych, który stracił chęć do życia, ale mimo wszystko dalej zachował swój humor i chęć powrotu do swojego świata.
Egzamin na Państwowego AlchemikaOpuściłam budynek. Ręce mi się trzęsły, nie powiem teraz było wyraźnie słychać, że mam protezę zamiast lewego ramienia. Metal wyjątkowo głośno się trząsł.
- I jak ci poszło? - spytał mój młodszy brat. Patrzył na mnie spojrzeniem pełnym nadziei.
- Ręka mnie boli od szybkiego pisania, a nawet nie napisałam do końca.. - odpowiedziałam tak załamanym głosem jak nigdy. Myślałam, że będę potrzebować kolejnej protezy po tym wszystkim, bo do końca dnia nie byłam już w stanie ruszyć ręką. No nic. Na następny dzień czekał mnie kolejny egzamin. Tym razem ustny. Ciekawe o co będą pytać.
Następny dzionek..
- Dasz sobie radę? - usłyszałam za plecami głos brata. Odwróciłam głowę robiąc tę minę mówiącą "Ależ oczywiście!", po czym skierowałam je na pięknie zdobione, duże drzwi. Pchnęłam je. Pomieszczenie było czarne. Nagle zapaliły się lampy. Krzesło o trzech nogach. Wyjątkowo niestabilne.
- Alchemik nie może się bać. Usiądź na nim. - usłyszałam, siadłam. Krzesło nawet nie drgnęło. Strach trzymałam na boku.
- Dlaczego chcesz zostać Państwowym Alchemikiem? - spytał głos.
- Chcę naprawić to co zrobiłam. Jedynie zostanie Państwowym Alchemikiem może mi w tym pomóc.. - po tych słowach, wszystko poszło gładko. Teraz został już ostatni, trzeci dzień i test praktyczny.
Znaleźliśmy się na placu przed kwaterą główną w Central City. Było tu wszystko co potrzeba do transmutacji.. Wszystkiego. Jakiś facet zrobił wielką wieżę, zmęczył się jednak. Inny ściął drzewa i oblał je wodą, po czym zrobił wielki balon. Wiatr zepchnął go na wieżę. Ten pękł. Robiło się niebezpiecznie. Choć ja nie wykazywałam żadnych emocji. Wieża zaczęła się walić, mieli już kazać swoim ludziom ewakuować teren. Wtedy zerwałam się do biegu w kierunku wierzy. Klasnęłam w dłonie, dotknęłam jej i zmieniłam. Szkarłatne płatki róż zaczęły spadać na ziemię.
Kuroiyuuki Shizuka Saigai - test na państwowego alchemika -
ZdanyŚmierć i Odrodzenie- Dante! Przestań ich okłamywać! Czemu obiecujesz, że zmienisz ich w ludzi! Chodzi ci jedynie o własną duszę! Sama na siebie popatrz. Ciało już nie wytrzymuje, nawet zaczęło się rozkładać. Ciągle starasz się to ukryć, ale jedyne do czego są ci potrzebne te Homunkulusy to zdobycie ludzi, którzy zrobią za ciebie Kamień Filozoficzny! - krzyknęłam. Kobieta jednak zaczęła się jedynie ze mnie śmiać. Przebywający tu Gluttony popatrzył na nią jak zwykle ssąc swojego palca. Wiecznie głodny grubas! Envy natomiast.. Spojrzał jedynie na mnie tym swoim wyśmiewającym spojrzeniem.
- Mogę ją zjeść?.. - spytał Obżartuch. Dante jednak swoim gestem pokazała mu, że ma tego nie robić.
- Zazdrość. Zajmij się nią. Ja tym czasem dokończę dzieła.
- Niczego nie dokończysz! - krzyknęłam. Klasnęłam w dłonie i zmieniłam osłonę Auto-Maila w ostrze. Pobiegłam w jej kierunku. Envy jednak zatrzymał mnie. Zaczęliśmy walczyć. W końcu przygniotłam go do ziemi. Miałam zniszczoną protezę, jednak nie zatrzymało mnie to przed zadawaniem ciosów. Za każdym razem zmieniał twarz, by spróbować znaleźć mój słaby punkt.
- Pokaż swoją prawdziwą gębę! - krzyknęłam. Zaśmiał się jedynie. W chwili, gdy miałam znów uderzyć.. Wyglądał jak on. Jak ta Nędzna Parodia Ojca przez, którą moja matka nie żyje.
- Envy to pierwszy Homunkulus. Stworzony, przez twojego ojca, ładnych kilka wieków temu. Nie mówiłam ci? On jest taki sam jak ja. Ciągle zamieniamy swoje dusze z innymi ciałami i żyjemy już tak od czterech wieków. Envy był jego synem. - oznajmiła Dante ze śmiechem w głosie. W tym momencie zjawił się tu mój brat. Zaraz jednak na jego twarzy pojawiła się rozpacz. Ja poczułam jedynie chwilowy ból. Zazdrość zmienił swoją rękę w ostrze, które wbił prosto w moje serce. Czułam jedynie, że wyplułam całkiem sporą dawkę krwi. Po chwili jednak urwał mi się film..
Obudziłam się. Żyłam. Homunkulusów nie było, Dante też. Udało się? Jednak dlaczego byłam cała. Przebywająca tu cały czas dziewczyna, jednak zahipnotyzowana siedziała teraz obok mnie. Całkiem świadoma tego co się dzieje.
- Szkarłatna! - powiedziała. - Wszystko z tobą dobrze.
- Tak.. - oznajmiłam siadając. Wtedy zobaczyłam.. Miałam lewe ramie! Nic mnie nie bolało! Co to miało znaczyć.
- Gdzie mój brat! - krzyknęłam.
- On.. Użył kamienia Filozoficznego.. By przywrócić cie do życia.. - wyjaśniła. Więc taką cenę za to zapłacił.. Oddał swoje życie? Miało być na odwrót!
- Rozumiem.. Szybko się stąd wynoś. Ja pozbędę się ty kręgów. - przytaknęła i udała się do wyjścia.
Ja jednak nie chciałam ich usuwać. Wykorzystałam je by transmutować samą siebie. I gdy to się stało.. Nie wiedziałam czy mi się udało.. W każdym jednak razie.. Trafiłam do dziwnego świata.. Znów bez ręki i części organów wewnętrznych.. Czyli po staremu.
Profesja:Trener
Talenty:- Posługiwanie się alchemią
(w tym dziwnym świecie nie działa~)- Dobrze się bije
- "Mała" akrobatka
- Zwinna i szybka
- Szybko się uczy
- Znakomite metody tortur
- Potrafi dobrze śpiewać
- Umie całkiem przyzwoicie rysować
Sneasel Charakter:Jak na pokemona swojego gatunku przystało jest bardzo agresywny co doskonale pokazuje w walkach, gdy to niemiłosiernie atakuje swojego przeciwnika siekając ostrymi pazurami. Jest niezwykle zwinny jak i silny. Jedyne co ceni bardziej od swojego własnego nosa, treningów i walk jest trenerka, którą obdarza niezwykłym szacunkiem. No i w końcu to jego jedyna przyjaciółka! Byłby w stanie zrobić wszystko byleby ją ochronić. Mimo, że to ukrywa jest bardzo opiekuńczy względem niej, a dodatkowo mimo młodego wieku zachowuje się bardzo, a to bardzo dojrzale.
Ataki:Rysa [Scrath]
Spojrzenie [Leer]
Kpina [Taunt]
Pozostałe Ataki:-
Przedmiot:-
Balle:x5 PokeballLecznicze:BrakEwolucyjne:BrakJedzenie i Jagody:BrakSpecjalne:BrakTM:BrakApricorny:BrakWyposażenie:Śpiwór
RowerZwykłe:BrakDo Trzymania:BrakOdznaki:Nie ma..