Twoja matka obudziła cię kilka godzin przez wizytą. Byłeś strasznie niewyspany i zawdzięczałeś to wyłącznie jej. Bardzo martwiła się o swojego syna, który miał opuścić rodzinny dom. Tak po prostu. Prawdopodobnie na zawsze. Ale takie było prawo tego świata. Większość dzieciaków wyruszało w podróż już w wieku dziesięciu lat, a więc ty i tak jakoś wytrzymałeś.
- Synku, pamiętaj, żeby nie sypiać w nocy na zewnątrz! - krzyknęła kobieta o długich, czarnych, falowanych włosach. W jej oczach krył się nieopisany smutek. - Jest tyle dzikich pokemonów, które w każdej chwili mogłyby zrobić ci krzywdę...
- Przestań męczyć dzieciaka - wtrącił ojciec, uśmiechając się promiennie. Poklepał ciebie po ramieniu. Wiedział, że byłeś inteligentny i nikt nie mógłby cię wykorzystać. Nareszcie mogłeś pójść do Laboratorium Profesora Oaka. To tam miałeś otrzymać swojego pierwszego pokemona. Na twoją twarz mimowolnie wkradł się promienny uśmiech. W oddali zobaczyłeś twoich znajomych z klasy. Oni najwidoczniej nie chcieli zostać trenerami i woleli nadal się uczyć. Pomachali cię i szybko odeszli, by dalej grać piłką z wizerunkiem Pikachu. To był jeden z nielicznych elektrycznych pokemonów. Kto wie... Może miałeś dostać właśnie tego żółtego szczura?
Po pewnym czasie byłeś już pod drzwiami ogromnego, wznoszącego się do chmur, budynku. Miał on kilka pięter, każe przeznaczone do czegoś innego. W jednym był tzw. box, w którym trenerzy przechowywali swoje pokemony, które nie były im potrzebne. W drugim dział naukowy. Było ich po prostu bardzo dużo. Nie zauważyłeś nawet, że ktoś wciąga cię do środka i zatrzaskuje drzwi. Nie zdążyłeś nawet się napatrzyć, bo już stałeś przed rozpromienionym Oakiem.
- Witaj. Na stole leżą pokeballe, w których znajdziesz pokemony. Wybrać będziesz mógł tylko jednego. - wypuścił je wszystkie i powiedział jak się one nazywają. - Voltrob. Elekid. Pichu. Magnemite. Tylko jeden.